czwartek, 12 lutego 2015

Zdobywca

Na poczatku byl mala, trzesaca sie kupka przerazenia w wielkim swiecie, ktora nie potrafi sama sobie podlubac w nosie i nie ma pojecia, gdzie sie konczy, a gdzie sie zaczyna. Karmienie bylo nieudolnym dramatem, poniewaz nie pamietal z razu na raz, jak sie je. I zalamywal sie kompletnie. Pierwsze doby przezywal glosno i z pomoca szukanego w desperacji personelu udalo sie znalezc stosowny system, ktoryby pozwolil mu wyjsc na prosta. Teraz moglby nie robic nic innego.

Kazdy dzien to pokonanie jakiejs nowej gorki, ktora tutaj jawi sie jako Mt Everest. Patrze z niedowierzaniem, jak mu przybylo juz odwagi. Przy piersi jest w stanie zawojowac caly swiat, badawczo wpatrywac sie w czerwien mojej podomki, a nawet z impetem zrobic kupe - i potem zasnac. Nadal sie dziwi, gdy go lapie za stopke i nadaje do niej Morsem. Jeszcze bowiem ciale nie wie, gdzie sie zaczyna i gdzie konczy, i ciagle nie umie podlubac sobie w nosie. Ale tyle juz potrafi.

Taki to cud. C-U-D. Ale tej licencji nie sprzedajemy. :)

O koszmarze polskiego szpitala nie bede tu pisac. Jest ranek, czekamy na wiesci, ile spedzimy tu jeszcze, bo juz troche minelo. Mamy obecnie trzecia sale, z inkubatorem wlasnej obslugi, lozko zas od narodzin Plusa zajmujemy juz czwarte. Posciel tylko sie nie zmienia.

Witam go od czwartej rano niezmiennym "dzien dobry", bo kazdy dzien jego obecnosci jest dobry.

Jak widac cos sie dzieje niezwyklego, skoro Okruszyna pisze karmiac jeszcze ze swojego bardzo smart fona, kompletnie pozbawionego polskiej czcionki. A niewiele rzeczy uwaza za okaleczajace jezyk bardziej niz brak znakow, ktorych tu z przyczyn technicznych nie zacytujemy.

-- Sent from my HP Pre



3 komentarze: