piątek, 14 sierpnia 2015

archiwalia

Podobno gwiazd jednak spadło tyle, że zaczynam się martwić, czy będzie nam miało co świecić przed wschodem supernowych. A że z powodu upałów brakuje prądu, takie spadanie wydaje się dość rozrzutne.

Szukam odpisu świadectwa Chrztu. Pamiętam jak przez mgłę, co na nim było, i to właśnie z powodu tej mgły muszę stwierdzić naocznie. Był z rzeczami, które nie mogły zginąć. Poszukiwania są jednak daremne, choć po prawdzie to daremne połowicznie. Znajduję bowiem całą masę rzeczy, których absolutnie nie mogłam znależć, gdy były potrzebne. Na przykład pakiety dokupowanych co grudzień kartek świątecznych wraz ze znaczkami. Ktore można podzielic na grupy: niewypisane, z wpisanym adresatem, ze szczerymi odręcznymi życzeniami i numerem szczęśliwego nowego roku, co czyni je niezdatnymi do wysłania na jakieś kolejne Święta. Od kilku lat bowiem nie mogę się zdobyć na pocztę świąteczną.

Znajduję jeden ze swoich indeksów, odpis aktu urodzenia w absurdalnej teczce z Kubusiem Puchatkiem, kupionej piętnaście lat temu, i wiem doskonale, że te wszystkie eureki tylko chwilowe, że posortowanie życia w działy jeszcze długo nie nastąpi i że szukanie czegoś będzie mi towarzyszyć aż do aktu zgonu, który już na szczęście obciąży pamięci.

W międzyczasie czytam stare listy, niedokonczone książki, notatki odręczne, zdjęcie jednego dziadka w mundurze Wehrmachtu i ksero dowodu tożsamosci w języku niemieckim drugiego, co był w Wojsku Polskim. Nie ma nigdzie jego listu z frontu, ktory przysłał do swej mamy, za to z pozdrowieniami dla żony i dziecka. Żadnego z dziadków nie poznałam, są w moim życiu białą plamą historii i jakąś też chyba dziecięcą tęsknotą.

Dokument znajduję w ostatniej chwili i cieszę się tak, jakbym natknęła się w ogródku na zabłąkaną perseidę. W sumie w tym nieprzewidzianym remanencie wspomnien kilka gwiazd się znalazło.

--Sent from my iPhone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz