niedziela, 2 sierpnia 2015

ciepło zimno

Pakujemy. Składamy. Zbieramy.

Nie adaptuję się łatwo. Gdy myję starą lodowkę teściów w tym letnim domku na wsi (skąd wziął się w niej pająk?) myslę, że wyznacznikiem domu jest ciepło. Dosłowne, fizyczne ciepło. Piec, szczelność okien, kolory scian i glazury. Szukam go tutaj, rozkladając zawsze po kątach swojskie drobiazgi. Zimno przenosi mnie myślą do skrajnego jakiegos wyobcowania. Wspomnienie zimna, przed którym nie ma się gdzie schować.

Gdy Plus wstaje cały we łzach, przytulam go i owijam szczelnie w koc. Czasem doznaję niebywałego wrażenia, że przez 40 lat jeszcze nie doświadczyłam w sobie ciepła bycia u siebie w swoim wewnętrznym domu. Gdyby oddał to obraz jakis, byłoby to gołe niemowlę na pustym stole jakiegos opuszczonego budynku, ktorego wołanie odbija się echem od odrapanych ścian.

Tyle lat.

Jeszcze trochę wakacyjnej tułaczki przed nami. Chronienia Plusa przed zimnem, chronienia siebie przed echem rozpaczliwego wołania tego opuszczonego, głodnego dziecka na gołym, zimnym stole.

Póki co, do domu. Do ciepla wlasnego bałaganu na szafce nocnej, do lampki zawinietej w apaszkę, by Plusa nie raziło w oczy. Do głosno pracującego pieca, który latem grzeje wodę, a zimą caly dom. Ilekroć go słyszę, wiem, że będzie ciepło,

--Sent from my iPhone

6 komentarzy: